Tekst

Zamiłowanie do piłki nożnej wyniesione jeszcze z betonowych boisk, a jej świat spisany ręką kibica.

środa, 9 grudnia 2015

#11 Thierry Henry - najlepszy z Kanonierów



Henry - wybitnie uzdolnione dziecko Arsene'a Wengera


W całej swojej dotychczasowej karierze Arsene Wenger miał na prawdę kilka powodów do dumy. Był nim między innymi Arsenal z sezonu 2003/2004, który poprowadził do zwycięstwa w Premier League bez żadnej ligowej porażki oraz dwa wcześniejsze wywalczone tytuły Mistrza Anglii z 1998 i 2002 roku. Jednakże najbardziej mógł być dumny ze swojego wybitnego dziecka futbolu i legendy Kanonierów jakim był Thierry Henry. Wbrew obiegowej opinii, ich owocna współpraca w północnym Londynie nie była ich pierwszym spotkaniem, albowiem ich drogi skrzyżowały się już znacznie wcześniej w Księstwie Monako, gdy to Wenger urzędował na Stade Lois II. Niczym z najpiękniejszych baśni Wenger poznał wtedy chłopaka, który kilka lat później został księciem Arsenalu i jednym z najlepszych zawodników w historii Kanonierów. To Henry pożegnał stare Highbury strzelając ostatnią bramkę w historii stadionu kompletując hattricka w meczu z Wigan Athletic i powitał nowe Emirates Stadium trafiając pierwszy raz do siatki w wygranym meczu z Ajaxem Amsterdam. Gdy reprezentował barwy Kanonierów ciężko było się dopatrzeć lepszego napastnika na wyspach brytyjskich, a za sprawą jego atutów fizycznych jakim był wzrost, szybkość i zwinność w połączeniu z fantastycznym wyczuciem piłki i umiejętnościami prawdziwego snajpera pola karnego, wpisał się na listę najlepszych napastników w dziejach futbolu. Na przełomie wieków stał się ogniwem spinającym historię Arsenalu w piękną kokardę za którą, władze klubu jak i kibice odwdzięczyli mu się wieczną pamięcią i podziękowaniem pod postacią pomnika przy wejściu na The Emirates.

Urodzony i wychowany na przedmieściach Paryża swoją przygodę z piłką nożną rozpoczynał w klubach takich jak Les Ulis, następnie Palaliseau, ES Viry-Chatillion czy INF Clairefontaine. Jako nastolatek wyróżniał się na tle swoich pozostałych kolegów będąc niezwykle utalentowanym i skutecznym napastnikiem. Taki zawodnik nie mógł długo pozostać niezauważonym i pierwszy zawiesił na nim oko jeden ze skautów z czołowych drużyn grających we francuskiej Ligue 1. Nie trzeba było długo czekać, aby Thierry Henry zasilił szeregi AS Monaco. W tym właśnie miejscu, na stadionie Stade Lois II drogi Henrego i Wengera skrzyżowały się po raz pierwszy. Wenger jako aktualny menadżer bardzo szybko poznał się na talencie młodego Francuza tym samym dając mu szanse na grę w pierwszym składzie. Wspólna przygoda we Francji nie trwała jednak długo, ponieważ Arsene Wenger niedługo po pojawieniu się Henrego został zwolniony ze stanowiska menadżera za słabe wyniki w lidze. Wenger szukając pracy przeniósł się aż do Japonii, a Thierry trafił wtedy pod opiekę jego następców, którzy niekoniecznie zgodnie z jego wolą postanowili go przekwalifikować na skrzydłowego i w tej roli później sprzedać do Juventusu za kwotę 12,5 mln euro. Okres gry w barwach Starej Damy nie mógł jednak zaliczyć do udanych, gdyż grając jako skrzydłowy strzelał mało bramek, a rola jaką wtedy ogrywał boisku zupełnie mu nie odpowiadała. Po pewnym czasie niczym z dobrą nowiną ponownie w jego życiu pojawił się Arsene Wenger i już jako trener zupełnie nowego zespołu zaproponował mu współpracę, tym razem w angielskiej Premier League. I tak za kwotę ponad 16 mln euro Thierry Henry został zawodnikiem Arsenalu, by ponownie grać pod okiem swojego dawnego mentora. Ciężko powiedzieć kto komu zrobił większą przysługę tym transferem - Wenger Henremu, czy Henry Wengerowi. Z jednej strony, gdyby nie przenosiny do Arsenalu to nie wiadomo jakby się dalej potoczyła kariera młodego Francuza, lecz z drugiej jednak strony niedługo po założeniu koszulki Kanonierów Henry odwdzięczył się Wengerowi z nawiązką. To co Thierry Henry wyprawiał z piłką i z obrońcami na boisku przyprawiało kibiców, komentatorów jak i całą Anglię o zawrót głowy. Świetnie czytał grę, mijał przeciwników jak chciał, miał fantastyczne przyjęcie i potrafił trafić do siatki praktycznie z każdego miejsca na boisku. Nie był sępem pola karnego, który tylko czekał na podanie, aby w odpowiednim momencie dostawić tylko nogę i skierować piłkę do siatki. Był magikiem, który samodzielnie potrafił czarować piłką w obrębie pola karnego, a gdy zabrakło miejsca do dalszego poprowadzenia akcji, to nie omieszkał huknąć z dystansu tak, aby bramkarz mógł się tylko oblizać za piłką.
Kariera klubowa sprzyjała także karierze reprezentacyjnej, gdy to Trójkolorowi z Thierrym Henrym w składzie zdobywali Mistrzostwo i Wicemistrzostwo Świata, Mistrzostwo Europy i Puchar Konfederacji. Razem z Arsenalem dwukrotnie sięgał po Mistrzostwo Anglii w sezonie 2001/2002 i pamiętnym sezonie 2003/2004, gdy świętował tytuł z klubowymi kolegami bez ani jednej ligowej porażki. Dwukrotnie również brał też udział w wygranych turniejach o Tarczę Wspólnoty i trzykrotnie o Puchar Anglii. Oprócz nagród za osiągnięcia klubowe jak i reprezentacyjne zdobywał też nagrody indywidualne, czterokrotnie zostając królem strzelców Premier League i dwukrotnie otrzymując Złotego Buta. Worek nagród dla Kanonierów jak i dla Henrego - bezsprzecznie była to złota era dla Arsenalu.

Gdy w roku 2007 Kanonierzy dotarli do finału Ligi Mistrzów grając z Barceloną stanęli przed szansą zrealizowania wielkiego marzenia swoich kibiców - wygrać Champions Leauge i wznieść w górę najważniejsze klubowe trofeum. Na Stade De France jednak ulegli i Blaugrana wywalczyła tytuł wynikiem 2:1. Oprócz europejskiego pucharu słynna Barcelona zabrała również ze sobą jeden z największych diamentów, prosto z szatni Kanonierów. Za cenę 24 mln euro Thierry Henry został zawodnikiem Barcelony, tym samym kończąc jeden najpiękniejszych epizodów w historii Arsenalu. Można byłoby sądzić, że zmiana otoczenia i przymus dostosowania się do warunków panujących w La Liga będą dla niego barierą nie do przeskoczenia, a jednak wbrew wszystkim sceptykom Henry do swojej gabloty dołożył kolejne trofea wygrane razem z Barceloną. W 2009 roku zdobył z Barcą komplet tytułów, a do swoich trofeów dołączył Mistrzostwo Hiszpanii, Puchar Hiszpanii i Superpuchar Hiszpanii, upragniony Puchar Europy i Superpuchar Europy, a i dodatkowo dokładając do tego Puchar Interkontynentalny. Po trzech latach w barwach Blaugrany w wieku 33 lat przeniósł się za ocean do New York Red Bulls, gdzie tempo rozgrywek było oczywiście wolniejsze, od tego to które obowiązywało na Starym Kontynencie. Amerykanie zresztą często stosują zabieg sprowadzania do siebie piłkarzy, którzy w Europie są gwiazdami, lecz mającymi już swoje lata i nie mogące już grać na pełnych obrotach w swoich dotychczasowych ligach. Jest to przede wszystkim zabieg marketingowy ze strony klubów zza oceanu, który ma przyciągać kibiców na stadiony, aby mogli zobaczyć "prawdziwą" piłkę reprezentowaną przez piłkarzy z Europy. W Nowym Jorku Thierry spędził cztery sezony, gdzie w międzyczasie został na krótko wypożyczony do miejsca w którym kilka lat wcześniej jego gwiazda lśniła najmocniej. Powrócił do Londynu aby raz jeszcze poczuć zapach murawy na Emirates Stadium. Lepszego powrotu nie mógł sobie wymarzyć: w trzeciej rundzie Pucharu Anglii, gdy Arsenal mierzył się z Leeds United, wchodząc na boisko w 68 minucie strzelił bramkę dającą Kanonierom awans do kolejnej rundy. Na kilka chwil The Emirates i północny Londyn znowu należały do niego.

Thierry Henry jako piłkarz, który już odwiesił swoje buty na kołek może śmiało powiedzieć, że jest zawodnikiem spełnionym. Jest dłużnikiem Arsena Wengera, podobnie jak i Wenger jego i po dziś dzień zostają w dobrych relacjach, których początek sięga lat dziewięćdziesiątych. Menadżer Monaco, później Arsenalu umożliwił mu wykreowanie sobie drogi do zdobycia tego wszystkiego, co mógł zapragnąć każdy zawodnik jego pokroju: odnosił sukcesy klubowe, reprezentacyjne jak i indywidualne stając się przy tym przykładem dla wielu młodych zawodników wkraczających w świat futbolu. Nawet jego niechlubne zagranie podczas Eliminacji do Mistrzostw Świata w 2010 roku, gdy to w meczu z Irlandią podczas asystowaniu Willamowi Gallasowi pomagał sobie ręką, nie jest w stanie skruszyć diamentu jakim jest Francuz. Bo to przecież Thierry Henry. Legenda pola karnego.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz