Tekst

Zamiłowanie do piłki nożnej wyniesione jeszcze z betonowych boisk, a jej świat spisany ręką kibica.

sobota, 13 czerwca 2015

#4 Podsumowanie sezonu 2014/2015 - Bundesliga


Największy wygrany tego sezonu - VFL Wolfsburg

Bundesliga

  1. Bayern Monachium [79 pkt.] (LM)
  2. VFL Wolfsburg [69 pkt.] (LM)
  3. Borussia Monchengladbach [66 pkt.] (LM)
  4. Bayer Leverkusen [61 pkt.] (LM - baraże)
  5. FC Augsburg [49 pkt.] (LE)
  6. Shalke 04 [48 pkt.] (LE)
  7. Borussia Dortmung [46 pkt.] (LE - baraże)
Zwycięzca Pucharu Niemiec - VFL Wolfsburg

Niemiecki futbol od kilku lat przeżywa prawdziwy renesans, podobnie jak i flagowe rozgrywki Bundesligi. Pieniądze i środki zainwestowane w Mundial przeprowadzony w Niemczech w 2006 roku, zwróciły się z nawiązką pod postacią świetnej generacji młodych piłkarzy. Zawodnicy ci pojawiają się w przeróżnych klubach, ale ci najlepsi i tak ostatecznie trafiają do Bayernu Monachium. Polityka transferowa, jaką prowadzi Bayern, polega na wykupowaniu najlepszych zawodników od swoich krajowych rywali automatycznie ich osłabiając. Pieczą wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu, ponieważ zarazem otrzymują świetnych piłkarzy, jak i podgryzają ligową konkurencję. Za przykład można tutaj podać Manulea Neuera z Schalke, czy Mario Goetze i Roberta Lewandowskiego z Borussi Dortmund. Nie zmienia to jednak faktu, że jedyną drużyną, która reprezentuje Bundesligę w Europie na chwilę obecną to właśnie Bayern. Pozostałe drużyny z Niemiec, mimo tego że posiadały na daną chwilę mocny i bardzo utalentowany skład, to ostatecznie i tak ulegały innym potęgom europejskim, ze względu na mniejsze doświadczenie w grze w Pucharach UEFA, bądź samemu Bayernowi, tak jak Dortmund w finale Ligi Mistrzów z 2013 roku, roku swojej świetności. Na przestrzeni ostatnich lat wszystko sprowadzało się do tego, że Bundesliga to Bayern, a Bayern to Bundesliga.

Bayern Monachium po raz trzeci z rzędu sięgnął po tytuł mistrza Niemiec. W ostateczności nikogo to nie dziwi, ale sposób w jaki to osiągnęli może już skłonić do myślenia. Albowiem w sezonie 2012/2013 zdobyli 91 punktów, w sezonie 2013/2014 90 punktów, a sezonie 2014/2015 już 79 punktów. Widać tutaj tendencję spadkową i łatwo wywnioskować można, że z roku na rok przewaga punktowa nad rywalami stopniowo maleje sugerując, iż kolejny rok w Bundeslidze może być dla Bayernu jeszcze cięższy. Monachijczycy wypadli z rozgrywek Ligi Mistrzów przegrywając w dwumeczu półfinałowym z Barceloną, dając się zupełnie zaskoczyć w pierwszym spotkaniu przegrywając 0:3. Niestety wynik 3:2 w drugim meczu niewiele pomógł i pozostawił Bayern za burtą. Cieszy fakt, że jeden z najgłośniejszych transferów zeszłego roku, wypadł całkiem dobrze dla samego zainteresowanego, czyli naszego Roberta Lewandowskiego - rozgrywki zakończył na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej strzelców Bundesligi. VFL Wolfsburg korzystając z drastycznego spadku formy Borussi Dortmund wskoczył na ich miejsce w tabeli, stając się drugą siłą w Bundeslidze. Do gabloty trofeów mogą dołożyć Puchar Niemiec, który również zdobyli kosztem Dortmundczyków. Niestety do tejże gabloty nie mogli już dołożyć pucharu Ligi Europy, gdyż w dwumeczu ćwierćfinałowym ulegli włoskiemu Napoli. Władze Wolfsburga w tym sezonie przeprowadziły dwa wyjątkowo ważne transfery, sprowadzając z Chelsea Kevina De Bruyne i Andree Schurrle. Ci dwaj zawodnicy uzupełnili braki w pomocy oraz w ataku Wilków, a w akompaniamencie Basa Dosta byli niesłychanie groźni dla swoich rywali. W efekcie zdobycia drugiego miejsca w tabeli, zapewnili sobie pewną grę w następnej edycji Ligi Mistrzów. Borussia Monchengladbach mając w swojej szatni szereg utalentowanych i naprawdę zdolnych piłkarzy, zakończyła sezon na trzeciej pozycji, tracąc jedynie trzy punkty do Wolfsburga, dzięki czemu jako ostatni z niemieckich zespołów zapewniła sobie pewny byt w Champions Leauge. Bayer Leverkusen w tym sezonie wedle tabeli punktowej, zasłużył sobie tylko na grę barażową w Lidze Mistrzów. W tym roku jednakże dotarli do 1/8 finałów Champions Leauge, gdzie jednak musieli uznać wyższość hiszpańskiego Atletico Madryt. FC Augsburg spełnił swoje ambicje z zeszłego sezonu i zakwalifikował się do rozgrywek UEFA Ligi Europy. Względem poprzedniego roku, pozycja wyższa o trzy oczka w tabeli w ich przypadku jest jak najbardziej zadowalająca. Shalke 04 po ostatnim dobrym sezonie kończąc na trzeciej lokacie, spadli o trzy miejsca w dół w tym sezonie, mając możliwość gry tylko w Lidze Europy. W 1/8 finału Pucharu Mistrzów trafili na Real Madryt, który w pierwszym meczu zafundował im wynik 0:2. W drugim meczu Shalke jednakże zebrało się na honorowy zryw i szaleńczy pościg za Realem wygrywając festiwal bramek z wynikiem 4:3, co niestety i tak nie dało awansu do następnej rundy. Forma Borussii Dortmund w tym sezonie była wielkim szokiem i zarazem rozczarowaniem dla piłkarskiej Europy. Po poprzednich na prawdę dobrych sezonach, gdy była jedynym realnym zagrożeniem dla Monachium, to w tym roku wyglądała jedynie jak swój cień. Po utracie swojego najlepszego snajpera, Roberta Lewandowskiego na rzecz Bayernu Monachium oraz po paśmie kontuzji w ekipie Jurgena Kloppa, Borussia Dortmund zafundowała swoim kibicom istny horror. W pewnym momencie znajdowała się prawie na samym dnie tabeli, powodując palpitacje serca u swoich najwierniejszych fanów. Na szczęście udało się jej dźwignąć na tyle, aby doczłapać się do ostatniej pozycji w tabeli umożliwiającej grę w barażach do Ligi Europy. Dodatkowo wieścią o rezygnacji z funkcji menadżera, Jurgen Klopp zakończył pewną erę w historii piłkarskiego Dortmundu, zamykając jedną z najpiękniejszych kart w historii niemieckiego futbolu.

Podsumowując ten sezon, uznaje VFL Wolfsburg za największego wygranego tej edycji Bundesligi. Wykorzystując fatalny sezon ekipy z Dortmundu, zajęli ich miejsce w tabeli najprawdopodobniej na przyszłe lata, stając się drugą siłą w Bundeslidze. Wygrywając Puchar Niemiec utarli nosa faworytom i zaspokoili poniekąd głód trofeów wśród swoich fanów. Dotarli do fazy ćwierćfinałowej Ligi Europy oraz sprowadzili Kevina De Bruyne i Andrea Schurrle z Chelsea, wprowadzając sporo jakości do swojego zespołu, umożliwiającej walkę o najwyższe cele w kraju jak i w Europie.
 

#3 Podsumowanie sezonu 2014/2015 - Primera Division


Największy wygrany tego sezonu - FC Barcelona


Primera Division

  1. FC Barcelona [94 pkt.] (LM)
  2. Real Madryt [92 pkt] (LM)
  3. Atletico Madryt [78 pkt.] (LM)
  4. Valencia [77 pkt.] (LM - baraże)
  5. Sevilla [76 pkt.] (LM)
  6. Villarreal [60 pkt] (LE)
  7. Athletic Bilbao [55 pkt.] (LE - baraże)
Zwycięzca Pucharu Króla - FC Barcelona
Zwycięzca Ligi Mistrzów - FC Barcelona
Zwycięzca Ligi Europy - Sevilla

Dwóch się bije, trzech się przygląda, a reszta zbiera cięgi. Podwórkiem rządzi jeden z dwóch gigantów, trzech z mniejszych użera się między sobą, ale tylko jeden z nich potrafił zagrozić tym pierwszym. A reszta? Poobijana i obtłuczona, schowana daleko w tyle pojawiająca się tylko wtedy kiedy musi. Bijąc się z tymi pierwszymi idą na stracenie, stając do walki z drugimi potrafią się raz na jakiś czas postawić. Taki jest obraz podwórka Primera Division będącym książkowym przykładem na to jak bardzo liga krajowa potrafi być niezbalansowana. FC Barcelona i Real Madryt trzęsą tabelą od wielu lat, kosząc niemalże całą ligę niczym czarni żniwiarze. Zarazem jest to i idealne miejsce dla takich zwycięzców oraz pretendentów do zdobycia Pucharów UEFA. Dlaczego? Bo będąc w absolutnym topie europejskich klubów Real, Barca, następnie Atletico i już nawet Sevilla grając w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy, gdzie muszą się wysilić, napocić i poświęcić dużo sił, nie muszą się martwić swoim podwórkiem. Ponieważ gdy tam wracają to presja automatycznie spada, 3/4 ligi dostanie od nich łomot, a tak na prawdę martwić się muszą tylko wtedy, kiedy grają między sobą. Dlatego też hiszpańskie kluby już na początku typowane są do wygrania trofeów UEFA, ponieważ od razu mogą wrzucić piąty bieg w tych rozgrywkach, zarazem nie przejmując się większymi konsekwencjami w swojej lidze. Real Madryt oraz Barcelona posiadając i wykupując od lat najlepszych, jak i najlepiej prosperujących piłkarzy globu, stale pilnują wrót do piłkarskiego raju, które tylko nielicznym i najwybitniejszym dane jest przekroczyć.

Barcelona wygrała wszystko co tylko dało się wygrać. Nie zostało dla nich nic do zdobycia, wykonali plan na 100 % zdobywając potrójną koronę. Sprowadzenie Luisa Suareza z Liverpoolu okazało się strzałem w dziesiątkę, bo mając na chwilę obecną najlepszy tercet w ataku na świecie Neymar - Suarez - Messi, byli jak rozpędzona maszyna, której nikt, ani nic nie potrafiło zatrzymać. Potencjał w całej linii ataku jest na prawdę przeogromny. Gwiazda Barcy Lionel Messi zakończył rozgrywki na drugiej pozycji w generalnej klasyfikacji strzelców hiszpańskiej ligi. Trzeba przyznać w tym wszystkim, że po przybyciu Luisa Enrique na Camp Nou, niewielu spodziewało się takich osiągnięć, a zwłaszcza potrójnej korony. Dodatkowo w najlepszy z możliwych sposobów z klubem mógł się pożegnać Xavi - legenda Barcelony, mając możliwość ten ostatni raz wznieść upragniony Puchar Mistrzów. Real Madryt musiał zadowolić się tylko drugim miejscem i pożegnać się z Ligą Mistrzów w półfinale, niespodziewanie przegrywając w dwumeczu z Juventusem. W takiej sytuacji władze Realu postanowiły zakończyć współpracę z włoskim szkoleniowcem Carlo Ancelottim, który mimo tego, iż w poprzednim sezonie poprowadził ten sam zespół do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, musiał pożegnać się z posadą. Na jego miejscu pojawił się hiszpański menadżer Rafael Benitez, mający już styczność z Realem w zamierzchłych czasach jako młody zawodnik. Praca jako szkoleniowiec Królewskich to jednak bardzo stresujące zajęcie. Na otarcie łez, najlepszy zawodnik Realu, Cristiano Ronaldo mógł zapisać się w historii jako najlepszy strzelec tego sezonu. Atletico Madryt po zeszłorocznych rewelacjach, gdy zrzucili Barce i Real z piedestału, w tym roku wypadli nieco gorzej. Przegrywając z Realem w 1/8 finału odpadli z rozgrywek UEFA, a oddając inicjatywę swoim największym rywalom w lidze, powrócili punktowo do klubów kategorii B w La Liga, jednakże cały czas zapewniając sobie udział w następnej edycji Ligi Mistrzów. Ucieszyć może fakt, że nowy nabytek Atletico, Antoine Griezmann został trzecim najlepszym strzelcem rozgrywek. Valencia po poprzednim bardzo przeciętnym sezonie wywalczyła sobie udział w barażach do Ligi Mistrzów. Niestety remisując ostatni mecz sezonu 1:1 z Rayo Vallecano oddali trzecie miejsce w tabeli, musząc teraz przebyć dłuższą drogę do faktycznej gry w Lidze Mistrzów, a szkoda bo w ogólnym rozrachunku według mnie zasłużyli na więcej. Sevilla natomiast drugi raz z rzędu wzniosła puchar Ligi Europy, automatycznie zapewniając sobie grę w Lidze Mistrzów na przyszły sezon. Nasz Grzegorz Krychowiak grał pierwsze skrzypce przez ten rok, dodatkowo strzelił bramkę w finale na Stadionie Narodowym. Jako Polacy oczywiście mamy się z czego cieszyć, bo nasz kadrowicz fantastycznie się rozwinął, ale jako kibice futbolu powinniśmy się poważnie zastanowić czy, gdy Sevilla po raz trzeci z rzędu sięgnie po te trofeum, to czy prowadzenie takich rozgrywek będzie dalej miało jakikolwiek sens. Villarreal w bardzo dobrym stylu powrócił do Primera Division. Pierwszy sezon za pasem i już zapewnili sobie udział w Lidze Europy. Na pewno niejeden beniaminek marzy o takim wyniku. Athletic Bilbao jako ostatni z hiszpańskich klubów otrzymał możliwość gry w Lidze Europy, ale tylko w barażach.

Podsumowanie w tym przypadku może być tylko jedno: Barcelona, Barcelona i jeszcze raz Barcelona. Potrójna korona mówi wszystko. Zatrudnienie Luisa Enrique dało siłę do zdobycia trzech trofeów, a  Luis Suarez okazał się złotym grotem w strzale ataku jaką wypuściła Barcelona w tym sezonie. Sprowadzając Paula Pogbę z Juventusu, tym samym uzupełniając luki w pomocy podczas letniego okna transferowego, mogliby zwieńczyć dzieło pobicia kolejnego rekordu: obronienia tytułu Ligi Mistrzów.
 

piątek, 12 czerwca 2015

#2 Podsumowanie sezonu 2014/2015 - Premier Leauge



Największy wygrany tego sezonu - Manchester United


Tytuły ligowe rozdane. Puchary i trofea wzniesione w górę - sezon 2014/2015 oficjalnie się zakończył. Trzeba przyznać, że obfitował w rozmaitości. Były wzloty i upadki, duże niespodzianki jak i totalne katastrofy. Były spełnione obietnice, podobnie jak i gorzkie rozczarowania, długo można byłoby wymieniać, bo sezon ten zaliczam do na prawdę ciekawych. Ze względu na obszerność tematyczną i ilość wydarzeń podzielę go na kilka części, wedle największych rozgrywek krajowych w Europie. W pierwszej kolejności podsumuje sezon w angielskiej Premier Leauge, następnie hiszpańskiej Primera Division, kolejno niemieckiej Bundeslidze oraz włoskiej Serie A. Gotowi? No to zaczynamy.



Premier Leauge

  1. Chelsea [87 pkt.] (LM) 
  2. Manchester City [79 pkt.] (LM)
  3. Arsenal [75 pkt.] (LM) 
  4. Manchester United [70 pkt.] (LM-baraże)
  5. Tottenham [64 pkt.] (LE)
  6. Liverpool [62 pkt.] (LE)
  7. Southampton [60 pkt.] (LE-baraże) 
    12. West Ham United [47 pkt.] (LE-baraże)

Zdobywca FA Cup - Arsenal
Zdobywca Capital One Cup - Chelsea


Najcięższa liga z topowych rozgrywek europejskich, będąca kulą u nogi dla drużyn grających w Pucharach UEFA. Takie jest moje zdanie, ponieważ rozgrywki te posiadają bardzo napięty terminarz i każda drużyna, nie ważne czy jest to zespół z początku czy z końca tabeli, potrafi być niezwykle niebezpieczna i mocno wymęczyć zawodników drużyny przeciwnej. Co za tym idzie, drużyny grające w Lidze Mistrzów, bądź w Lidze Europy są po prostu bardziej zmęczone, grają z mniejszą siłą ognia i odpadają zazwyczaj na przestrzeni 1/8, bądź 1/4 fazy pucharowej. Ma to oczywiście swoje plusy dla nas kibiców, ponieważ Premier Leauge jest zarazem jedną z najciekawszych i najbardziej nieprzewidywalnych lig świata. Układ początku tabeli zazwyczaj pozostaje bez większych zmian, ale mecze same w sobie potrafią być na prawdę intensywne i zaskakujące. Za przykład można wziąć ostatni mecz sezonu w wykonaniu Liverpoolu, mam tu na myśli mecz-katastrofę ze Stoke City. Wynik 1:6 przy grze z drużyną ze środka tabeli na prawdę szokuje. Podsumowując ten wątek, Luis Suarez odchodząc z Liverpoolu do Barcelony chciał zdobywać najwyższe trofea i ani trochę nie pomylił się w swoim wyborze, bo już podczas pierwszego sezonu w Katalonii wzniósł puchar Ligi Mistrzów. W telegraficznym skrócie można ująć to tak: chcesz realnie powalczyć o tytuł Ligi Mistrzów? To uciekaj z Premier Leauge.

Wracając do aktualności, mistrzostwo kraju i puchar Capital One Cup trafił do Chelsea i wcale nie ma się temu co dziwić, ponieważ posiadają na prawdę mocny skład. W bramce jeden z najlepszych golkiperów młodego pokolenia Thibaut Courtois, w pomocy Eden Hazard - brzydszy brat Messiego, będący jednak cały czas szalenie utalentowanym zawodnikiem, a w ataku trzeci najlepszy strzelec ligi Diego Costa. Na ławce trenerskiej Jose Mourinho, geniusz taktyczny i psychologiczny, potrafiący ustawić mecz pod siebie zanim jeszcze jego zawodnicy pojawią się na boisku. Natomiast dużym rozczarowaniem w przypadku The Blues była przegrana w 1/8 Ligi Mistrzów z PSG. Ten dwumecz był jak najbardziej do wygrania, a moim zdaniem lepiej by wypadli w 1/4 finału grając z Barceloną, niż to zrobili paryżanie. Sezon w wykonaniu Manchesteru City niewiele różnił od poprzedniego, królem strzelców został Sergio Aguero, zdobyli bardzo wysoką pozycję w tabeli i zawalili Ligę Mistrzów w 1/8 fazie rozgrywek trafiając na Barcelonę. Arsenal tymczasem drugi raz z rzędu może pochwalić się krajowym pucharem FA Cup. W tym roku jego zdobycie przyszło im jednak o wiele łatwiej niż rok wcześniej, ponieważ Aston Villa nie stawiała dużego oporu na Wembley i dała sobie strzelić cztery bramki, nie zdobywając przy tym ani jednej. Arsenal jednakowoż niechlubnie drugi raz z rzędu pożegnał się z rozgrywkami Ligi Mistrzów w 1/8 finału, podobnie jak rok wcześniej. Gdy rok temu trafili na Bayern Monachium to przegraną można było im wybaczyć, bo Bayern to w końcu Bayern, ale porażka w tym roku w dwumeczu z AS Monaco nie była już tak łatwa do przełknięcia. Manchester United po poprzednim sezonie jaki zgotował im David Moyes potrafił się dźwignąć na tyle, aby zapewnić sobie udział w barażach do Ligi Mistrzów. Zatrudnienie Louisa van Gaala było bardzo dobrym pomysłem, ponieważ udało mu się posprzątać cały ten bałagan z poprzedniego sezonu i zebrać do kupy to co rok wcześniej w całej swojej nieudolności rozdeptał Moyes. Van Gaal może i nie osiągnął szczytu, ale spełnił oczekiwania wobec swojej osoby wyprowadzając klub na prostą. W przypadku Tottenhamu niewiele się zmieniło, cały czas kończą rozgrywki na poziomie awansu do Ligi Europy. W swoich szeregach mają natomiast Harrego Kanea będącego prawdziwą przyszłością ataku angielskiego futbolu. Mając niespełna 22 lata wpisał się drugą pozycję w klasyfikacji strzelców Premier Leauge, a jest to na prawdę wyśmienity wynik. Liverpool niestety w całości nie spełnił oczekiwań kibiców, niepewnie zapewniając sobie miejsce do gry w Lidze Europy po poprzednim rewelacyjnym sezonie, gdy niemalże otarli się o mistrzostwo Anglii. Po odejściu Luisa Suareza armaty Liverpoolu ucichły o połowę, a gdy Daniel Sturridge wypadł ze składu z powodu powtarzających się kontuzji, to zamilkły już prawie całkowicie. Mario Balotelli okazał się niewypałem, a pozostali piłkarze sprowadzeni za duże pieniądze nie dali takiej siły ognia jakiej się po nich spodziewano. Po pięciu latach przerwy w grze Lidze Mistrzów ekipie z Merseyside nie udało  się wyjść z grupy, oddając drugie miejsce na rzecz FC Basel. Po spadku do Ligi Europy uznali wyższość Beskitasu przegrywając w serii rzutów karnych. Dodatkowo klub zasponsorował żałosne pożegnanie swojej legendzie, Stevenowi Gerrardowi przegrywając w ostatnim meczu sezonu 1:6 ze Stoke City. Rewelacją okazała się natomiast drużyna z Southampton, która jeszcze kilka lat temu była beniaminkiem, a w tym roku zakończyła rozgrywki na miejscu w tabeli zapewniającym grę barażową w Lidze Europy. West Ham natomiast dzięki zwycięstwu w klasyfikacji fair play otrzymał możliwość gry w barażach do Ligi Europy.

Podsumowując ten sezon mogę stwierdzić, że największym wygranym aktualnej edycji Premier Leauge jest Manchester United i Louis van Gaal mimo tego, że fizycznie nie zdobyli żadnego trofeum. Po sezonie-tragedii pod wodzą Davida Moysa, w ciągu roku udało im się postawić klub na nogi tak, aby znów powalczył o możliwie jak najwyższe miejsce w tabeli i grę w Lidze Mistrzów. Dzięki temu zabiegowi van Gaal prawdopodobnie otrzyma niebotyczną sumę opiewającą na 300 milionów funtów na transfery mogącą zmienić układ sił w Premier Leauge. Oczywiście plan ten wypali tylko wtedy jeśli te pieniądze zostaną wydane mądrze. A jeśli nie? To cóż... druga taka suma może się już nie pojawić.
 

#1 Rotterdam 2000 - czyli jak to się wszystko zaczęło

 

Finał Euro 2000 - Francja



Wpisem tym chciałbym się przede wszystkim przywitać i oficjalnie otworzyć swój blog "W pole karne". Będzie on poświęcony oczywiście mojej największej pasji jaką jest piłka nożna, dotyczyć będzie bieżących wydarzeń w europejskim i światowym futbolu jak i będzie nawiązywać do czasów mojego dzieciństwa i dorastania, który obfitował w plakaty piłkarzy ponaklejanych w każdym możliwym miejscu na ścianie w moim pokoju. Będzie to również pewnego rodzaju memoriał, w którym będę zamieszczał sylwetki piłkarzy będących moimi idolami oraz gwiazd piłkarskich na których się wychowałem. Nie zabraknie również kultowych meczy i wieczorów, które na stałe zapisały się w historii światowego futbolu. W kolejnym rozdziale opiszę dokładnie moją pierwszą styczność ze światem piłki nożnej, gdyż zawitałem wtedy do krainy, która mnie pochwyciła i do dnia dzisiejszego nie ma zamiaru wypuścić.

W części tej opowiem o pierwszym meczu jaki w życiu obejrzałem, będącym preludium i bramą do fantastycznej krainy futbolu, w której tkwię po dziś dzień. Pamiętam, miałem wtedy 9 lat i pojechałem z rodzicami na Mazury do ich znajomych - zwykły wakacyjny wypad, jak jeden z wielu w tamtych czasach. 2 lipca 2000 roku był akurat dniem szczególnym, ponieważ starsze chłopaki, z którymi przebywałem nie robiły nic innego, niż tylko gadały przez cały dzień o jednym wydarzeniu w telewizji, które będzie nadawane wieczorem: wielki finał Euro 2000 Francja - Włochy w Rotterdamie. Na tamten okres reprezentacje te były uznawane za prawdziwe potęgi w światowym futbolu, a zwłaszcza Włosi, więc spotkanie zapowiadało się arcyciekawie. We wcześniejszych latach dzieciństwa oczywiście wiedziałem co to jest piłka nożna i na czym polega, widziałem również urywki meczów w telewizji oraz grałem z chłopakami z podwórka, bo wtedy wszyscy kopali, ale robiłem to bez większego zapału. Natomiast tego pamiętnego lipcowego wieczoru usiedliśmy bodajże w grupie 8-10 osobowej przed niewielkim telewizorem i zaczęliśmy oglądać mecz. No i wtedy wszystko się zaczęło, dwie potęgi futbolu starły się ze sobą na boisku tworząc niesamowite widowisko. Włosi strzelili jako pierwsi w 55 minucie, strzał oddał Marco Delvecchio. Pamiętam, że Francja zaimponowała mi wielkim hartem ducha, ponieważ gdy wydawało się, że sprawa jest już zamknięta i Włosi byli niemal pewni, że zdobędą puchar, to rzutem na taśmę w doliczonym czasie gry Sylvain Wiltord wyrównał na 1:1. Rozpoczęła się dogrywka i w 103 minucie padła legendarna złota bramka, którą pamiętam do dziś, nawet nie muszę jej oglądać na YouTube, aby dokładnie pamiętać w jaki sposób została zdobyta. Pires po pięknym rajdzie z lewego skrzydła dośrodkował piłkę do Trezegueta, który bombą z woleja ostatecznie wyszarpnął puchar dla Francji i pogrążył Włochów w rozpaczy.



Mecz ten zdefiniował dla mnie czym tak na prawdę jest piłka nożna - jest to walka, walka do samego końca, bo wiara w zwycięstwo i konsekwencja w działaniu na prawdę potrafi zdziałać cuda. Fantastyczny jest ten moment, gdy drużyna już prawie całkowicie rozbita przez pewnego siebie rywala, trafia do siatki i... podnosi się, nabiera wiatru w żagle, znowu staje twarzą w twarz z rywalem, zdobywa inicjatywę, strzela następne bramki i w ostateczności wygrywa mecz. Są to momenty dla, których na prawdę warto kochać ten sport. Dodatkowo mecz ten udowodnił, że określenie "faworyt" jest stwierdzeniem czysto teoretycznym. Historia futbolu w późniejszym czasie ponownie pokazywała mi, że mecz nie toczy się na papierze tylko na boisku, a domniemani faworyci nie raz musieli uznać wyższość teoretycznie słabszych od siebie rywali. W ekipie francuskiej znajdowała się grupa zawodników, w których byłem wpatrzony jeszcze przez wiele lat. Fabien Barthez, Zinedine Zidane czy Thierry Henry wyznaczyli jakość w europejskiej jak i światowej piłce nożnej, do której wielu próbowało dążyć. W moim osobistym odczuciu miałem na prawdę duże szczęście, że pierwszy mecz jaki w całości obejrzałem to był właśnie ten z 2 lipca 2000 roku. W pakiecie dostałem: dwie europejskie potęgi, piękną walkę na boisku i fantastyczne zwroty akcji - czyli czystą esencje futbolu. Przez wiele lat oglądając kolejne rozgrywki czy to klubowe, czy reprezentacyjne, to za każdym razem porównywałem je jakościowo do tego finału z Rotterdamu. I zdarzył się jeden mecz, który go przebił, ale dla niego mam już zarezerwowany osobny wpis i miejsce na moim blogu.